Czy jesteś gotowy/a na ślub?
Ślub to jedna z tych decyzji, które w naszej kulturze obrosły silną symboliką. Dla jednych stanowi święty sakrament i przypieczętowanie miłości, dla innych jest pewnego rodzaju „społecznym obowiązkiem” – punktem, który trzeba odhaczyć, by móc przejść do kolejnych rozdziałów życia.
A jednak ślub – a w konsekwencji małżeństwo – to zdecydowanie coś więcej niż piękna uroczystość i zadowolenie oczekujących rodziców czy znajomych. To gotowość, którą warto w sobie odnaleźć, zanim powiemy „tak”.
Kiedy wiesz, że to już „ten moment”?
Zacznijmy od tego, czego często brakuje w romantycznych opowieściach – świadomości, że za samą decyzją „zawrzyjmy małżeństwo” musi iść dojrzałość do wspólnego życia. Nie chodzi o to, że musisz być idealny/idealna, mieć idealną pracę czy pewność, że każde z was już nigdy się nie pomyli. Chodzi o zrozumienie, że ślub wcale nie uzdrawia relacji i nie zasypuje przepaści w komunikacji.
Przesłanki, które mogą świadczyć o tym, że jesteś (jesteście) gotowi, wyglądają tak:
-
Rozumiesz, że ślub to codzienny wybór, a nie jednorazowa decyzja.
Jest w nas często wizja „i żyli długo i szczęśliwie” – rodem z disneyowskich bajek. Ślub ma być finiszem i jednocześnie początkiem sielanki. A w życiu? Zdarzają się chwile, w których jesteś zmęczony, sfrustrowany, a świat wali się na głowę. Pojawiają się zwykłe, życiowe problemy. Cały sens polega na tym, by mimo trudów, wątpliwości i zmęczenia, wciąż wybierać tę drugą osobę. -
Wiesz, że druga osoba nie uleczy Twoich ran – to Twoja praca.
Często mamy nadzieję, że miłość ma magiczną moc leczenia wszystkich dawnych doświadczeń. „Ktoś mnie kocha, więc sprawi, że przestanę się bać, poczuję się pewnie, pokocham siebie…” – takiej nadziei nie można mieć w nieskończoność. Wsparcie partnera jest bezcenne, ale nikt nie zapełni Twoich wewnętrznych braków, jeśli Ty się tym najpierw nie zajmiesz. Dobrze jest wyruszyć w małżeńską podróż z już rozpoczętą pracą nad własnymi emocjami i samoświadomością. -
Nie uciekasz od trudnych rozmów, tylko potrafisz je prowadzić.
Wiele par uważa, że lepiej jest przemilczeć problem, by „nie robić dramy”. Nic bardziej mylnego. To trochę jak zamiatanie śmieci pod dywan – z czasem zaczynają one cuchnąć i przeszkadzać w normalnym funkcjonowaniu. Dojrzałość polega na tym, by umieć (nawet nie „chcieć”, a „umieć”) stanąć z drugą osobą w cztery oczy i powiedzieć: „Słuchaj, czuję się tak i tak, chciałbym/chciałabym zrozumieć, jak Ty to widzisz”. Bez okrzyków, bez wzajemnych oskarżeń, za to z uważnym słuchaniem i gotowością, by wziąć odpowiedzialność za swoje słowa. -
Kiedy się kłócicie, dochodzicie do zrozumienia, zamiast szukać, kto wygrał.
Konflikty są normalną częścią każdego związku. Pytanie brzmi: czy potraficie wyjść z nich mądrzejsi i bliżsi sobie, czy wychodzicie z nich skłóceni, zranieni i oddzieleni? Kiedy oboje chcecie wygrywać, to w efekcie przegrywa Wasza relacja. Gdy chcecie się zrozumieć, a nie pokonać, wtedy stajecie się silniejsi. -
Czujesz, że możesz być sobą – bez masek, bez gry, bez lęku.
Czy przy tej osobie możesz po prostu… odpuścić wszelkie pozory? Czy potrafisz śmiać się do łez albo płakać, gdy jest Ci smutno, nie czując się przy tym oceniany/oceniana? Jeśli odpowiedź brzmi „tak”, masz niezbity dowód na to, że łączy Was coś głębszego niż przelotna fascynacja. -
Wasza relacja to nie tylko „przetrwanie”, ale realna przyjaźń, radość i wsparcie.
Wiesz, że potraficie wspólnie spędzać czas, rozmawiać, ale i milczeć w sposób, który nie krępuje. Gdy jednemu się nie wiedzie, drugi wyciąga rękę, żeby wesprzeć. I odwrotnie. To jest właśnie siła miłości – nieustające sprawdzanie, czy dobrze nam wychodzi bycie przyjaciółmi, a nie tylko „współlokatorami”. -
Masz dojrzałość, by budować, a nie tylko wymagać.
Małżeństwo jest jak ogród: trzeba systematycznie podlewać, pielić chwasty, a czasem dokupić nowe nasiona i je zasiać. Nie wystarczy postawić tabliczki „Mamy ogród”. Jeśli oboje tego chcecie, to praca potrafi być przyjemnością, bo razem tworzycie coś żywego i rosnącego. Jeśli jednak zrzucasz całą odpowiedzialność na partnera, to nie licz, że plony będą obfite.
Związek to nie bajka
Nikt z nas nie jest perfekcyjny. I całe szczęście, bo ideał byłby śmiertelnie nudny. W prawdziwym związku czeka Was masa codziennych spraw, które wymagają umiejętności łagodzenia napięć i kompromisów. Ktoś się spóźni, ktoś kogoś nie zrozumie, ktoś zapomni kupić masło, a ktoś inny wyda za dużo na buty. To wszystko będzie się działo – ale w tym tkwi właśnie piękno: wspólnie przechodzić przez wyzwania i odnajdywać się w drobnych radościach.
Związek to nie bajka, w której „zła czarownica” albo „czarny charakter” stoi na drodze, a potem nagle, po ślubie, wszystko jest cudowne do końca życia. Owszem, może się zdarzyć, że pomimo najszczerszych chęci, coś zacznie się psuć. Bycie przygotowanym oznacza właśnie świadomość: może nadejść kryzys – i to jest normalne. Liczy się wtedy pytanie, czy potraficie razem przejść przez burzę.
Nie bierz ślubu, żeby „mieć spokój”
Chęć „poukładania” sobie życia czy zadowolenia rodziny to najprostsza droga do frustracji. Ślub w takich okolicznościach będzie raczej pułapką niż wyzwoleniem. Tylko odważna, szczera decyzja, podjęta z wewnętrzną zgodą i gotowością na budowanie relacji, da Wam solidny fundament.
Zastanów się, czy potrafisz powiedzieć do siebie – i do ukochanej osoby – coś w stylu:
„Nawet w największej burzy chcę trzymać twoją rękę i wierzę, że ty nie puścisz mojej”.
Jeśli odpowiedź jest twierdząca i faktycznie to czujesz, a nie tylko „powinieneś/powinnaś”, wtedy Twoje „tak” wybrzmi mocą, która przetrwa znacznie dłużej niż tylko do poprawin weselnych.
Zrób to z pełną świadomością
Małżeństwo może być jedną z najpiękniejszych ścieżek rozwoju osobistego, jeśli podejdziecie do niego z otwartym sercem i przytomną głową. Będziecie się uczyć, jak kochać lepiej, uważniej i dojrzalej. Nauczycie się wspólnie rozwiązywać problemy i doceniać chwile szczęścia, które pojawiają się w codziennej rutynie.
I w tym właśnie jest magia – nie w białej sukni czy pięknych dekoracjach, ale w prawdziwej, autentycznej, głębokiej więzi między dwojgiem ludzi, którzy wybierają siebie każdego dnia.
Dlatego nie spiesz się z podjęciem tej decyzji. Pozwól sobie na refleksję, zapytaj o to, co Ty czujesz, czego Ty chcesz i czy – bez względu na to, co przyniosą kolejne lata – właśnie z tą osobą pragniesz dzielić radości, kłótnie i dni zwątpienia.
Jeśli z głębi serca odpowiesz: „Tak, z nikim innym sobie tego nie wyobrażam”, to – witaj w klubie. Możliwe, że jesteś gotów/gotowa stanąć na ślubnym kobiercu z podniesioną głową i otwartym sercem.
Właśnie wtedy Twoje „TAK” nabierze znaczenia większego niż jakiekolwiek konwenanse czy oczekiwania otoczenia. I właśnie w takim momencie małżeństwo będzie nie tylko formalnością, lecz prawdziwą przystanią – miejscem, w którym oboje będziecie mogli odetchnąć, zdjąć maski i po prostu być.
